błocie,<br>Ślubując śpiewną grdykę społecznej zgryzocie,<br>Poeta, na arytmię dwojga skrzydeł chory,<br>Kroczy w poszukiwaniu znikłej metafory.<br><br> Słowo się nie spokrewnia z pozasłownym trwaniem -<br> Porównanie się stało tylko - porównaniem.<br> Skąpiąc niebu pośmiertnej w głębi jezior maski,<br> Chce życie w rodzajowe pokurczyć obrazki.<br><br>Wyzbyty kłopotliwej skrzydeł tajemnicy,<br>Święci swe Wyzwolenie z Wyżyn - na ulicy -<br>A ulica zaledwo, że to on - dostrzega<br>I, biegnąc w mgłę następną, nigdzie nie dobiega!<br><br> I te sklepy, co w świateł mizdrzą się potopie!<br> I te drzewa, co wiedzą, że tkwią w Europie!<br> I księżyc, co na dachach dolśnił się do czczości!<br> I niebo - nad dachami! Niebo bez