Słońce nie wypiło jeszcze rosy do cna, srebrzyła tedy łąki i pola, perliła się na liściach kapusty i opryskiwała nogi świeżością poranka. <br>Droga wiła się kręto w górę, to w dół, zapadała wąwozem głębokim między pola, to się dźwigała do ich poziomu i objawiała oczom rozległe piękno szerokiej, falistej przestrzeni. Z miejsc wzniesionych wzrok ogarniał wstęgę rzeki połyskliwą i bukietami drzew zdobną, falujące, różnobarwne łany zbóż i koniczyn, osiedla ludzkie w wąwozach stulone, do glinianych, stromych zboczy przywarte ufnie. Tu i ówdzie większe skupiny drzew wskazywały dwór, plebanię, bogatszy sad gospodarski lub lasek. <br>- A kościół to w jakiej wsi? - zapytała Henrysia, wskazując