granicę.<br> - Najbezpieczniej jest o świcie - odpowiedział Józek bez<br>wahania. - Wiem dobrze, bo od początku października wielu<br>takich jak wy przemykało tędy. Pomagałem im. Wam też<br>pomogę. Mamo - zwrócił się do pani Grabińskiej, zajętej<br>krzątaniną w kuchni - dajcie gościom coś do zjedzenia. I zaraz<br>pójdziemy spać, bo wstać trzeba o czwartej.<br> Za chwilę na stole pojawił się chleb, masło, biały ser<br>i dzbanek gotowanego mleka.<br> O świcie, jedząc śniadanie, słuchali rad Józefa. Objaśniał,<br>którędy mają pójść, gdzie i jak należy przekraczać granicę.<br> Po godzinie byli już w odległości dwóch kilometrów od<br>Zwardonia. Zaszyci w leśnym gąszczu, słuchali ostatnich<br>wskazówek kolegi.<br> - No, szczęśliwej drogi