Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
zrobiło się jej bardzo głupio i zawróciła.
- Prosza, nie sumitui sia pani. Taż mnie tu przeklinają, jakby to ja była winna.
- Zawsze tak bywa, kiedy chce się komuś pomóc. Bardzo panią przepraszam. Rozstroiłam się zupełnie.
- Taż wiesz, kochaneńka, taż tu jest oficerów kilku z Grodna. Po familii mnie nie znajomi. Zachodzą oni do kantyny. Zaglądnijżesz tam, kochaneńka, a dajżesz Bóg kto niebądź napatoczy sia.
Zosia przyglądała się wszystkim wchodzącym oficerom, starając się robić to dyskretnie, aby nie pomyśleli, że zaczepia ich wzrokiem. Trafiali się bardzo przystojni mężczyźni, wysocy i zgrabni, tacy, jakich lubiła. Wielu miało czerstwe twarze, wyglądali młodo i zdrowo
zrobiło się jej bardzo głupio i zawróciła.<br>- &lt;foreign&gt;Prosza, nie sumitui sia pani.&lt;/&gt; Taż mnie tu przeklinają, jakby to ja była winna.<br>- Zawsze tak bywa, kiedy chce się komuś pomóc. Bardzo panią przepraszam. Rozstroiłam się zupełnie.<br>- Taż wiesz, kochaneńka, taż tu jest oficerów kilku z Grodna. Po familii mnie nie znajomi. Zachodzą oni do kantyny. Zaglądnijżesz tam, kochaneńka, a dajżesz Bóg kto niebądź napatoczy sia.<br>Zosia przyglądała się wszystkim wchodzącym oficerom, starając się robić to dyskretnie, aby nie pomyśleli, że zaczepia ich wzrokiem. Trafiali się bardzo przystojni mężczyźni, wysocy i zgrabni, tacy, jakich lubiła. Wielu miało czerstwe twarze, wyglądali młodo i zdrowo
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego