świeże powietrze.<br> Więc jakby na jego milczące życzenie wyjmowała te zeszyty i pudła i<br>głosem zdradzającym głęboko skrywaną rozpacz czytała mu ten czy tamten<br>przepis:<br> - Albo to, posłuchaj. Co byś wolał, powiedz? Nie patrz tak bez<br>przerwy w ten sufit. Nie patrz wciąż w to okno. No, co byś wolał?<br> Zadręczała go, gdy jej nie potwierdził, nie przytaknął choćby, że coś<br>musi być dobre czy nadawałoby się na jego imieniny. A może nie czuł się<br>wcale udręczony, lecz jedynie zastanawiał się, co wybrać w tym<br>bogactwie, i patrzył w sufit czy w okno, jakby spodziewając się stamtąd<br>jakiegoś podszeptu, bo przecież