Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
i dziwiący się drzewom, kwiatom i rozmaitej zwierzynie. Tak to trwało, ta jazda, wiele godzin, nie wiem ile. Nareszcie Diego powiada: - Głodny jestem. Znam tu jeden zajazd o pół mili, tam przenocujemy. - Zlękłam się, ale osły zgonione, noc bliska i nie ma żadnego schronienia w polach, chyba iść do lasu. - Zajazd na odludziu - ośmiela mnie Diego. - Nikt Siostry nie pozna. - A co mi to? - obruszam się, choć cała drżę. - Przeorysza nie jedzie za nami na osiołku. Nocujmy - mówię. Śmiał się Diego. To już potem pierwsza weszłam do zajazdu. A pies czarny na podwórzu bardzo się biesił. Ludzi dużo na ławach, piją
i dziwiący się drzewom, kwiatom i rozmaitej zwierzynie. Tak to trwało, ta jazda, wiele godzin, nie wiem ile. Nareszcie Diego powiada: - Głodny jestem. Znam tu jeden zajazd o pół mili, tam przenocujemy. - Zlękłam się, ale osły zgonione, noc bliska i nie ma żadnego schronienia w polach, chyba iść do lasu. - Zajazd na odludziu - ośmiela mnie Diego. - Nikt Siostry nie pozna. - A co mi to? - obruszam się, choć cała drżę. - Przeorysza nie jedzie za nami na osiołku. Nocujmy - mówię. Śmiał się Diego. To już potem pierwsza weszłam do zajazdu. A pies czarny na podwórzu bardzo się biesił. Ludzi dużo na ławach, piją
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego