Lunch z Japończykiem jeszcze się nie zakończył.<br>Czokidar, niski, na krzywych żylastych nogach, zabiegał mu drogę. Słońce skrzyło się na rękojeści noża zatkniętego za pas.<br>- Sab do kogo? - widząc, że śmiało zmierza ku schodom, speszył się. - Pan ambasador zajęty.<br>Istvan poczuł się jak intruz, nie znał strażnika, nowy, świeżo przyjęty. Zakłuło go: czyżby naprawdę znalazł się poza gromadą, wydzielony, napiętnowany? Chłopiec na rowerze leciał wprost na nich, rozstąpili się.<br>- Wpuść go! - wrzasnął. - To swój.<br>Wszedł po schodkach do obszernego hallu, usiadł w wygodnym fotelu, postanowił zaczekać, aż gość odjedzie. Chciał sam na sam rozmawiać z ambasadorem. Z otwartych drzwi do jadalni