nową rodzinę. - Urodziłem się w Żyrardowie w obozie, do którego rodzice trafili po powstaniu - opowiada Seweryn Heinzel, najmłodszy syn Romana. - Wszystko, co mieli, spłonęło. Został mi po ojcu tylko rodowy sygnet. Po wojnie goli i bosi przenieśliśmy się na Śląsk, potem do Bochni, Wieliczki, Krakowa, wreszcie zamieszkaliśmy na stałe w Zakopanem.<br><br>Roman Cezar organizował spółdzielnię inwalidów wojennych, tkacką naturalnie. Był jej wiceprezesem. Jeździł do Łodzi, sprzedawał rodzinne parcele i ładował pieniądze w spółdzielnię. Dostał za to od władz dyplom na 22 lipca. - Rodzice nie nauczyli mnie niemieckiego, choć mama, kształcona w Wiedniu, świetnie władała tym językiem - wspomina Seweryn. - Ojciec nie opowiadał