nie ruszyłem. <br>Tylko tak... A że...<br>- Właśnie - pokiwał głową Joachim Pażych. - I nie <br>tylko.<br>- Nie wiedziałem - pokornie prawie wycofał się <br>chłopak.<br>- Przynieś wody, synu. - Stary człowiek wstał <br>ciężko z ławki przed domem. Widok stąd był szeroki <br>i daleki, hen po zakole, kępę drzew na odległym prawym <br>brzegu, przed ową głębią. - Zrobimy sobie herbatę.<br>Była cierpka i mocna, bez cukru, Pażych jak zwykle zapomniał <br>iść rano do miasta. (Będę robił zakupy, powiedział <br>prędko Paweł, dobrze, synu, zgodził się stary, nigdy <br>tego nie lubiłem...) Pili gorzki, gorący płyn i milczeli, <br>najpierw przy zachodzącej za granatowe chmury czerwieni słońca, <br>potem w jego poblaskach, cieniach wczesnej