sali, z dużej odległości. I tylko przez ten moment, zanim mnie służący odprawił, że jeszcze <page nr=161> nie wyznaczona godzina audiencji. A tak, prócz wspomnianych księży, nikogo. I zawsze ta sama martwa, zastygła cisza.<br>Do pokoju kardynała wprowadził mnie ów młody ksiądz z pierwszego dnia, po czym zniknął. Było tu dosyć ciemno. Zwyczajna biurowa lampa z zielonym kloszem oświecała stolik, taki jaki w szpitalach chorym do łóżek przysuwają z jedzeniem. Ksiądz, którego jeszcze nie widziałem, właśnie go odstawił. Sam kardynał siedział w wielkim, wygodnym fotelu pokrytym kolorowym kretonem. Był to człowiek bardzo wiekowy. Chudy starczą, ptasią chudością. Z resztkami włosów na głowie, żółtawych