wtrąciła, ale nikt jej nawet nie zauważył. Sprawa była do załatwienia między mężczyznami. Konrad, ujrzawszy przed swym nosem zwiniętą pięść, uznał spiesznie niewątpliwą trafność tej argumentacji. Odsunął się i bez słowa odszedł w dal, ciągnąc za sobą torbę wraz z Aurelią, uczepioną drugiego jej ucha.<br><br>13.<br><br>W bardzo zwarzonych humorach, a do tego porządnie głodni, dotarli przed dom babci Jedwabińskiej. Aurelia pamiętała go zadziwiająco dobrze: niski, niepozorny domeczek parterowy, w szeregu przylegających do siebie różnorodnych chałupek i kamieniczek, składających się na jedną stronę ulicy Kościuszki. Ten babciny był ostatni, pamiętała dokładnie, że ulica kończyła się właśnie babcinym ogródkiem.<br>Wszystko się zgadzało. Nic