przez kataklizmy wojen zewnętrznych i wewnętrznych, i historyczne już ślady dwóch kultur, zarosłe zielskiem dawnych pobojowisk, lecz wciąż jeszcze prześwitujące minionym życiem i rdzą bezrozummej, gwałtownej i żałosnej krwi...<br><page nr=169> - i oświadczyłem im trzem, Dziadziowi, Smokowi i panu Pytałowskiemu, że skoro nie, to ja sam, jak tu stoję (powstałem z krzesła, a jakże), ruszę w tej chwili, w środku nocy, na piechotę, do tego Nie-Wiadomo-Gdzie.<br>Panno Józiu, a, Julciu, przepraszam, rachunek!<br>Stoję w środku rozbabranej niby-drogi, pachną cudownie podeszczowym słońcem łopuchy, pokrzywy i podbiał, rozwarłem ręce, w dole skrzy się i pręży gibko, zmiennie ta wspaniała rzeka, śmieje się, klakson