okno, przekręcił wyłącznik i martwa fala ołowiowego światła przelała się nad parapetem okna zatapiając pokój, "mmmag... magistrze, jesss... jesteśmmmy na dddnie" - jąkając się stwierdził Henryk Wiator, "trzeba przewietrzyć - powiedział Robert - proszę, pij wódkę, zapłaciłeś za nią", "Henryku, musisz zrzucić zarzut, mój mąż nie może być durniem przez takiego... przez takiego abnegata" - krzyknęła Wanda, "tak, miodku, wychodzimy stąd natychmiast", podnieśli się oboje i Henryk nieco chwiejnym krokiem (nie ma się czemu dziwić, być podczas jednego wieczoru unicestwionym i obrzuconym durnością to wyczerpujące) poszedł za Wandą do przedpokoju. Zrozumiałem, że jeśli nie chcę stracić kontaktu z Wandą, muszę zdobyć się na akcent osobisty