śpiewem, i wiewiórkami, i wiosną. Nawet wiatr był otumaniony. Przechadzał się niewidzialnie po parkowych uliczkach, od czasu do czasu delikatnie podnosząc liście, które nie doczekały wiosny, jakby sprawdzał, czy aby na pewno nie może przywrócić ich do życia. Powsiński "amfiteatr" - jeszcze osamotniony i pusty, przyglądał się nielicznie zgromadzonej widowni, która - absolutnie nim nie zainteresowana - zajęta była wyłącznie sobą. Bo widownię stanowili wyżej wymienieni zakochani, którzy w przerwie spaceru postanowili się całować na "amfiteatralnych" ławkach. "Amfiteatr" przyglądał się im i gdyby mógł mówić, powiedziałby, że i on już niebawem nie będzie samotny. Niech tylko zaczną się występy i artyści zaczną śpiewać o