bardzo zdolnym organizatorem i potrafi kierować każdym odcinkiem gospodarki, administracji, sportu czy też kultury. Słuchałem go z uczuciem nierzeczywistości: oto zawodowy dyrektor, osoba postawiona dotąd na niebotycznych dla mnie wysokościach władzy, tańczy dokoła z uśmiechami i przypochlebia się mnie, pyłowi, społecznej amebie. Pomyślałem sobie, że to odwrócenie hierarchii jest czymś absurdalnym, że nie może potrwać długo. Nie obiecywałem nic Zdzisiowi, słuchałem cierpliwie jego wywodów, aż na peron wpadły obie panie, Liliana i Anita, ta pierwsza z bukietem czerwonych różyczek. Zimna dotąd blondyna wodziła za Zdzisiem zwilgotniałymi z uczucia oczyma. Liliana wręczyła mi różyczki. Wycisnęła na mych ustach namiętny pocałunek szepcąc: "Nigdy