słyszeć słowa rzucone w środku mieszkania:<br>- Bocian, spadamy stąd, nie ma co!<br>I już po paru minutach słychać było tupot na schodach. Drzeźniak wypadał na podwórze w zgniłozielonym płaszczu. A za nim pojawiał się ów Bocian. Powoli i ze znudzeniem, nie zważając na gorączkowość Zygmunta, znikał w bramie, rzuciwszy pozbawione afirmacji dla siebie i świata "cześć".<br>Tymczasem Zygmunt robił kilka odczarowujących obrotów, kilka razy w jedną, kilka razy w drugą stronę, niepewny kierunku, chwytał się za głowę i wrzeszczał plugawo:<br>- Niech was wszystkich kiła zeżre!<br>A nieco ciszej, tak dla samego siebie, dodawał:<br>- Co za syf! Koniec z tym... Wyprowadzam się