głośnego, całkiem niepotrzebnie tak<br> <page nr=199><br> głośnego wybuchu śmiechu - tam w wagonowym kiblu. Tak, tak trzeba to zapisać w zeszycie: kibel - to jakoś odciąży te dziwnie patetyczne zamiary, i to, że zaczynam się podejrzewać o patos, o brak dystansu do siebie, jakbym zapominała, że cała ta podróż jest jednym wielkim dystansem - jest akceptacją doświadczenia, które będę oglądać z daleka - z daleka od smutku, depresji, od miłości - z daleka od tej jakiejś śmieszności, o którą zaczynam się podejrzewać, ilekroć coś postanawiam... Tym wierszykiem wpisanym na początku mistycznego zeszytu... Bo choć uśmiechałam się do tego, to przecież pakowałam się do podróży mistycznej. Zastanawiałam się, czy