kompanów pojawiły się granaty. Za pomocą broni próbowali utorować sobie drogę do wolności. Sterroryzowali dwoje zawodowych sędziów, troje ławników, prokuratora, pięciu obrońców, księdza, który zeznawał jako świadek i dwóch policjantów z oddziału konwojowego. Na sali wybuchła panika, bandyci grozili, że wszystkich powystrzelają, antyterroryści wrzeszczeli do bandytów, żeby rzucili broń. Potem akcja przeniosła się na sądowy korytarz. Bandyci rzucili trzy granaty (ale tylko dwa wybuchły lekko raniąc trzech policjantów), M. przynajmniej dwa razy wystrzelił (zdała egzamin kamizelka kuloodporna jednego z policjantów, znaleziono na niej ślady po pociskach). Antyterroryści zachowali zimną krew, najpierw ostrzelali sufit - na postrach. Potem skierowali lufy na przestępców, zginęli