pocie czoła".<br>Każde słowo, po które sięgała autorka Pocałunków, było - by tak powiedzieć - <br>przymierzane do układanej przez nią kompozycji. I jedynie zamysł artystyczny <br>decydował o włączeniu go do wiersza. Wszystko pełniło rolę li tylko rekwizytu, <br>nawet słowa należące do sfery sacrum. Dlatego - jak sądzę - Zawodziński pisał <br>o bohaterce jej liryki "amoralna, pozbawiona oparcia religijnego czy ideowego <br>(...) kobieta". Niebo, prawdziwa obsesja Pawlikowskiej, w zbiorkach z lat dwudziestych <br>i trzydziestych jest tylko pięknym bezkresem, do którego się wzdycha jak do <br>egzotycznych krajów. Nigdy nie budziło refleksji metafizycznych, przeciwnie, <br>obserwacja płynących obłoków (przypomina się znakomity, jakże inny wiersz Czesława <br>Miłosza!) wywołuje beztroski szczebiot, jak