i zamiatał liście. Szalikiem tylko obwiązywał szyję i wkładał beżowy beret na głowę. <br>Po chorobie wszystko się zmieniło, w dzień powszedni nosił zmechacony, stary sweter na zmianę z przydługą koszulą, dziurawy podkoszulek i poplamione spodnie, mankietów i kołnierzyków matka nie mogła doprać z sadzy, pyłu węglowego, ojciec bowiem całym sobą angażował się w palenie w centralnym i wszędzie zostawiał ślady tej ciemnej fascynacji, na szklankach i talerzach, framugach drzwi, gazetach i korespondencji, którą pieczętował kilkoma odciskami kciuka i palca wskazującego. <br>Dzięki tej rozwiązłości, minimalnej dezynwolturze, był już dla nas kimś bliższym, a zarazem pozbawiał nas w ten sposób jedynego argumentu za jego