kolegów, którzy woleli przeciągającego się w nieskończoność śledzika od ubierania choinki. Teraz, kiedy była z nimi Ewunia, znów warto było kupować największą choinkę w całym mieście, z trudem ładować ją na bagażnik samochodu, a potem, pocąc się, wciągać po schodach. Podniósł oczy na drzewko. Tuż pod szczytem wisiał wyblakły, śmieszny aniołek, pamiątka z dzieciństwa, jeszcze z czasów, kiedy była z nim mama. Jedyna rzecz, która mu po niej została... Gardził ludźmi, którzy opuszczali swoje rodziny, nie dlatego, że byli źli, ale dlatego, że byli tak okropnie głupi. Nie rozumieli, że tylko to jest w życiu ważne i tylko to nadaje mu