dnia polował dość daleko od swej kryjówki. Spieszył się więc, bo do zmroku musiał jeszcze ściągnąć skórę i wypatroszyć zdobycz. To zajmie trochę czasu, a chciał się dziś położyć nieco wcześniej. Jutro - skoro świt - wyruszał do Dabory. Banowi zostały dwa dni życia.<br>Mrok powoli spływał na ziemię, wieczorny chłód zaczynał atakować spocone, zmęczone ciało. Doron nie zwalniał jednak kroku, przeciwnie, przyspieszył nawet.<br>Jego miękki chód nie mącił spokoju drzew. Tu, u ich stóp, było cicho. To prawda, krzyczały ptaki, czasem odzywały się inne leśne stworzenia, ale Doron nie zauważał tego. Jakże inny się wydawał ten szmer w porównaniu z gwarem miasta