składało, że zawsze moje zajęcia przynosiły mi przyjemność, jakąś frajdę, bawiłem się nimi i za to mi (czasami mniej, czasami więcej, czasami nawet bardzo wiele) płacono. Było tak nawet, kiedy pracowałem w drużynie zajmującej się rozbiórką spalonek w moim rodzinnym miasteczku. Byłem, przez szczęśliwy zbieg przypadków, przez kolejne uśmiechy losu autentycznym homo ludens. O swoich zawodowych czynnościach mogę tylko powiedzieć, że zawsze "zabawiałem" na swoje utrzymanie i utrzymanie rodziny, a nie zarabiałem na utrzymanie. Może należałoby wymyślić specjalne słowo na tego rodzaju zajęcie i sposób utrzymania - na przykład mówić o zabawie zarobkowej zamiast pracy zarobkowej, o zabawianiu na życie, zabpracy lub