Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Podhalański
Nr: 42
Miejsce wydania: Zakopane
Rok: 1999
tedy i stojąc spali. Klimek, wypocząwszy nieco, wzniósł się parę metrów na żeberko, pod którem staliśmy i rozejrzał się wkoło. Jeszcze podźwignął się dalej i stopniowo jął się wspinać żeberkiem do góry w kierunku na prawo wskos od nas. Myśmy przez chwile jeszcze spali, poczem rzekłem do Zdyba: "Pójdziemy". Jak automat ruszył się z miejsca i poszliśmy, we dwóch liną związani. Skierowałem się na lewo wskos pozostawiwszy przeciwległy kierunek Klimkowi. Doszliśmy do płytkiej, ze 40 metrów mającej rynny, która stromo prowadziła na żebro boczne. Tu Zdyb zwrócił się do mnie: "Nie mogę dalej, sił już nie mam". Powiedział to Zdyb, człowiek
tedy i stojąc spali. <gap> Klimek, wypocząwszy nieco, wzniósł się parę metrów na żeberko, pod <dialect>którem</> staliśmy i rozejrzał się wkoło. Jeszcze podźwignął się dalej i stopniowo jął się wspinać żeberkiem do góry w kierunku na prawo <dialect>wskos</> od nas. Myśmy przez chwile jeszcze spali, <dialect>poczem</> rzekłem do Zdyba: "Pójdziemy". Jak automat ruszył się z miejsca i poszliśmy, we dwóch liną związani. Skierowałem się na lewo <dialect>wskos</> pozostawiwszy przeciwległy kierunek Klimkowi. Doszliśmy do płytkiej, ze 40 metrów mającej rynny, która stromo prowadziła na żebro boczne. Tu Zdyb zwrócił się do mnie: "Nie mogę dalej, sił już nie mam". Powiedział to Zdyb, człowiek
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego