do chłodnicy. Stroma ściana wąwozu nie rzucała cienia, biegały po niej wyschnięte jaszczurki, jakby je czerwona glina parzyła, ziajały z otwartymi pyszczkami w osłupieniu.<br>Margit patykiem wydłubywała zapieczone osy i polne koniki wbite pędem powietrza w pory chłodnicy, zamyślona obracała w palcach mieniące się skrzydło motyla. Istvan nalewał benzynę do baku, parowała w upale drgającą mgiełką.<br>Rozmawiali ze sobą niewiele, siedzieli odurzeni żarem południa, trzymając bose stopy w pomykającej żwawo strudze, palili papierosy, gorzkie, nie dające żadnej przyjemności, tępo spoglądali na chmarę rybek, które nadpłynęły, aż zakipiała woda, dreszczem elektrycznym trzepotały się obijając o nogi.<br>- Trzeba ciągnąć dalej - rzucił ogarek w