nie pojawił się żaden gość. Panie przyjęły mnie jak kogoś z rodziny. Nakarmiły, położyły Marysię spać, nie miały za złe, że pies nasikał na dywan. Jakiś pan dał mi 2 litry benzyny, która była na wagę złota, żebym mogła dojechać do granicy.<br>O świcie polscy WOP-iści zobaczyli dziecko, psa, bałagan w bagażniku, niczego nie sprawdzali i życzyli mi szerokiej drogi. Po drugiej stronie szlabanu było inaczej. NRD-owcy zażądali świadectwa szczepienia psa. Pokazałam, ale oni oświadczyli, że psa należało zaszczepić tuż przed wyjazdem. O pierwszej po południu przyjedzie weterynarz, zaszczepi psa ponownie i będę mogła jechać dalej.<br>Pół dnia na