Twarz mego ojca, gdy to mówił, rozeszła się zamyśloną lineaturą zmarszczek, stała się podobna do sęków i słojów starej deski, z której zheblowano wszystkie wspomnienia. Przez chwilę myśleliśmy, że ojciec popadnie w stan drętwoty, który nawiedzał go czasem, ale ocknął się nagle, opamiętał i tak ciągnął dalej:<br>- Dawne, mistyczne plemiona balsamowały swych umarłych. <br>W ściany ich mieszkań były wprawione, wmurowane ciała, twarze; w salonie stał ojciec - wypchany, wygarbowana żona-nieboszczka była dywanem pod stołem. <page nr=70><br>Znałem pewnego kapitana, który miał w swej kajucie lampę-meluzynę, zrobioną przez malajskich balsamistów z jego zamordowanej kochanki. Na głowie miała ogromne rogi jelenie.<br>W ciszy kajuty