czuły się wolne.<br>Zziajany Doron przycupnął za cembrowiną studni, obok kucnął Magwer. Różnie mogły się potoczyć dalsze wydarzenia - decydować miało pierwsze słowo, ruch, gest.<br>Padły pierwsze słowa.<br>- Krew! Krew! - jakiś głos, młody, lecz pewny, dumny. Buntownicy ruszyli na przybocznych.<br>Szli bezładną kupą, wypełniając przestrzeń między płonącymi budynkami, zasłaniając Doronowi ludzi <orig>bana</>. Liść dostrzegł jeszcze, że przyboczni przegrupowują się pospiesznie. Dwie opiekunki towarzyszące małemu Bald Afrze odprowadziły chłopca na bok. Następca tronu odwrócił się tyłem do walczących, pokazując skrępowane na plecach ręce. Jego ten bój nie dotyczył, nie obchodziła go nienawiść, jaką daborczycy żywili do jego ojca. Żaden z czynów rodziciela nie