Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
do ojca:

- Trudno jeszcze cośkolwiek rokować... Na razie - serce wytrzymało... Proszę teraz iść do domu. Jutrzejszy dzień będzie decydujący.

Gdy wracaliśmy do domu, upadałem ze zmęczenia. Kleiły mi się powieki. Usnąłem, zanim Aniuta zdążyła nastawić samowar.

Upływały dni i tygodnie. Matka z wolna wracała do życia.

Przez dren wyłoniony spod bandaży do szklanej nerki ściekała kroplami żółć. Oczy, twarz i ręce zaczęły stopniowo odzyskiwać normalną barwę. W miarę odpływu żółci następowało rozjaśnienie umysłu i pamięci. Wreszcie wszelkie obawy minęły i powrót do zdrowia postępował szybko.

Matka śmiała się i żartowała, cieszyła się każdą wieścią, każdym drobiazgiem czy kwiatkiem, który przynosiliśmy jej
do ojca:<br><br>- Trudno jeszcze cośkolwiek rokować... Na razie - serce wytrzymało... Proszę teraz iść do domu. Jutrzejszy dzień będzie decydujący.<br><br>Gdy wracaliśmy do domu, upadałem ze zmęczenia. Kleiły mi się powieki. Usnąłem, zanim Aniuta zdążyła nastawić samowar.<br><br>Upływały dni i tygodnie. Matka z wolna wracała do życia.<br><br>Przez dren wyłoniony spod bandaży do szklanej nerki ściekała kroplami żółć. Oczy, twarz i ręce zaczęły stopniowo odzyskiwać normalną barwę. W miarę odpływu żółci następowało rozjaśnienie umysłu i pamięci. Wreszcie wszelkie obawy minęły i powrót do zdrowia postępował szybko.<br><br>Matka śmiała się i żartowała, cieszyła się każdą wieścią, każdym drobiazgiem czy kwiatkiem, który przynosiliśmy jej
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego