znała tych duńskich słów. Poprosiła pana Jensena, żeby chwilę zaczekał, i zadzwoniła do Warszawy.<br>- Kto to był ten łysy knur? - spytała z zainteresowaniem na samym początku rozmowy, kiedy już przekonałyśmy się wzajemnie, że to my, a nie podstawione falsyfikaty.<br>Po drugiej stronie linii usłyszała coś jakby wściekły warkot.<br>- Następny tępy bandzior - zazgrzytałam. - Mały, z wielkim łbem, łysy! Różowy na pysku, ten łeb mu się świecił, z uszu mu kłaki wyrastały! I blondyn! Mam dość blondynów!!!<br>- Dlaczego go zrzuciłaś ze schodów? - spytała pozostawiając na uboczu kwestię, skąd wiedziałam, że blondyn, skoro łysy.<br>- A co, miałam go może powitać z orkiestrą?! Nie zleciał