Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
o szyby. W miarę ciepło, świat skurczył się do kilkunastu metrów, tyle widzieli, dalej to magma i szum. Wszystko mogło się z tego zrodzić.
- Ciepło, cholera, grypy będą, od mrozu nikt jeszcze nie umarł, a od tego diabelstwa wielu - Konstanty mruczał pod nosem, zły. Przyszedł popatrzeć, jak żyją, i po bańkę od mleka. Stali w kuchni przy oknie, blisko siebie, stykali się łokciami i palili skręty machorkowe. Sołdackie palenie.
Jassmont, patrząc przez wibrującą mgłę, rzucił przez ramię: - Ktoś z miejscowych mówił, że mróz wróci.
- Martwisz się, Janie, drewnem.
- Rozsądne to nie było, co zrobiłem.
- Z pewnością, cóż, jednak się stało. Postaram
o szyby. W miarę ciepło, świat skurczył się do kilkunastu metrów, tyle widzieli, dalej to magma i szum. Wszystko mogło się z tego zrodzić.<br>- Ciepło, cholera, grypy będą, od mrozu nikt jeszcze nie umarł, a od tego diabelstwa wielu - Konstanty mruczał pod nosem, zły. Przyszedł popatrzeć, jak żyją, i po bańkę od mleka. Stali w kuchni przy oknie, blisko siebie, stykali się łokciami i palili skręty machorkowe. Sołdackie palenie. <br>Jassmont, patrząc przez wibrującą mgłę, rzucił przez ramię: - Ktoś z miejscowych mówił, że mróz wróci.<br>- Martwisz się, Janie, drewnem.<br>- Rozsądne to nie było, co zrobiłem.<br>- Z pewnością, cóż, jednak się stało. Postaram
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego