ich porcjami, i jeszcze Aronowiczów podkarmiałem. Kiedy zachorowałem, oni przynosili mi wodę i chowali dla mnie chleb.<br><br>Nie umarłem, to posłali mnie do Scheisskommando, gównem z latryn polewać pola. Na polach leżały już amerykańskie ulotki, po niemiecku, po polsku, po rosyjsku, po węgiersku. Oni wiedzieli, kto gdzie, wszystko wiedzieli. Mijaliśmy baraki SS i budy z wilczurami, przed którymi stały miski z żarciem. Ja waliłem sztachetą, wilczur uciekał do budy, a Jasza porywał miskę i pożeraliśmy wszystko, a potem przychodził SS-man i się cieszył, że jego pies ma dobry apetyt. Przechodząc koło bauerskich chlewów, wyjadaliśmy świniom z koryta.<br><br>Widzieli, że wciąż