Cieniutki języczek pędzelka precyzyjnie<br>wykańczał wizerunek sosenki rosnącej przed ścianą lasu. Brązowy pień,<br>konary, gałązki. Zielone, pachnące igiełki. Trochę kłują, muszą kłuć,<br>przecież to sosna. O, jak ładnie pachnie żywicą.<br> Przeniosła się obok. Na łąkę. Łąkę, którą porastała soczysta, zielona<br>trawa. Tam pasły się owce. Na czele stada stał wielki baran z<br>odstającymi, zakręconymi rogami. Oglądał się za siebie. Patrzył na<br>swoje podopieczne.<br><br> Po jakimś czasie, już wreszcie całkiem wyraźnie, usłyszała wokół<br>siebie ciche pobekiwania owieczek i szczekanie biegającego koło nich<br>owczarka, bielutkiego jak śnieg.<br><br> - No trudno, przyjdźcie później, skoro się nie da inaczej. Ale nie<br>później niż o piątej, dobrze