jakby nie jego, lecz człowieka z zaklętym w sobie pięknem. Oczy duże, zajęcze krwiste, żywe, ocienione długimi, kobiecymi rzęsami.<br>Kabat zmięty, powycierany, łata na łacie, obydwie poły nabite złodowaciałym śniegiem, zamiast guzików tkwiły z dziurkach kołki leszczynowe. Buty zdeptane, rozkisłe, z osiadłymi cholewami na szytych zapiętkach.<br>Człowieczek jeszcze raz uniósł baranią czapkę, zatapiając w sierść czarne pa znokcie, rzekł cicho: - Na służbę chciałbym ja do księdza przystać.<br>- Ach, po co mi twoja służba, człowieku. Sam koło siebie robię.<br>Z pięknych, kobiecych oczu garbuska wytoczyły się łzy.<br>I te łzy zachwiały czujność księdza Bańczyckiego.<br>Opuścił ręce, wszedł do kuchni.<br>- Daj całuskę chleba