owsiankę, Jaskier. Ale mnie jakoś przeszedł na nią smak. Zabierajmy się stąd, żywo. <br>Od zabudowań rozszczekał się pies.<br>- Kryć się - syknął wiedźmin, klękając.<br>Z przesieki po przeciwnej stronie polany wypadła grupa jeźdźców, gwiżdżąc i hałłakując galopem otoczyła zabudowania, potem wdarła się na podwórze. Jeźdźcy byli zbrojni, ale nie nosili jednolitych barw. Wręcz przeciwnie, ustrojeni byli pstrokato i nieporządnie, także ich rynsztunek sprawiał wrażenie skompletowanego przypadkowo. I nie w cekhauzie, lecz na pobojowisku. <br>- Trzynastu - policzył szybko Percival Schuttenbach.<br>- Co to za jedni?<br>- Ani Nilfgaard, ani inni regularni - ocenił Zoltan. - Ani Scoia'tael. Widzi mi się, wolentarze. Luźna kupa.<br>- Albo maruderzy.<br>Konni wrzeszczeli, hasali