amarantowych i sinozłotych obłoków, które dzień cały przelewały się ze wschodu na zachód. <br>Na tym wzgórzu więcej było nieba niż ziemi i ogarniało ono zewsząd, przeogromne, barwne i niespokojne. <br>Po wschodniej stronie chmury sine były od spodu, a wierzchołki miały ozłocone, na zachodzie przeciwnie - z wierzchu ciemnosine, od spodu oślepiały barwami złota i purpury. <br>Jedne płynęły po niebie skłębione i gęste, zda się ciężkie jak kamienie, inne pierzaste, lotne, na podobieństwo strusich pióropuszy, a te zaś roztrzęsione, rozpostarte jak cienka tkanina babiego lata. <br>Woda od barwy obłoków zdawała się jak rubin płynny, a na wszelkich rzeczach, na domach, drzewach, ziemi i