z postmodernistycznego wora kijowski eksperymentator Walerij Bilczenko. "Trzy siostry" przywiózł z Wilna Ejmuntas Nekrosius, jeden z wielkich faworytów festiwalu, szalony litewski wizjoner. Pisałem o nim w "Polityce" parę razy, ta inscenizacja - mająca wielu zwolenników - zdała mi się bardziej od innych jednotonowa, otwierająca mniej zaskakujących zakamarków. Ale była też przejmująca: w bezlitosnym odarciu przedstawianego świata z nostalgicznej Czechowowskiej mgiełki, w obrazie życia sióstr Prozorowych wśród trywialnych, garnizonowych ciuciubabek i przebieranek, irytującą krzykliwością <orig>zatupujących</> miałkość życia, wśród błazeństw przeplatanych histerycznymi monologami. We wstrząsającej scenie ostatniej wieczerzy Tuzenbacha, w którego wolnych ruchach łyżki przedziwnie odbija się nadchodząca, nieuchronna, oczywista śmierć.<br><br>Z klasyki była jeszcze