bawiła mnie rozmową. Wie, że władam francuskim, ale czy dostatecznie, by się nie denerwować? Bo jeśli nie, to chętnie będzie mi służyć pomocą. - Podziękowałem uprzejmie. - To świetnie! Gdybym jednak znalazł się w tarapatach, to żebym się nie wahał... Ona tu cały czas jest. - Skinąłem dwornie głową ("doceniam, lecz dziękuję").<br>Tymczasem bezszelestnie (dywany, wykładziny!) zjawiła się obok nas mademoiselle Legris - wzór biurowego bóstwa (zachodniej jakości, rzecz jasna): zgrabna, w obcisłym kostiumie, starannie umalowana, o kasztanowych włosach i zielonkawych oczach. Klasyczna sekretarka z francuskich żurnali mody... Przywitawszy się ze mną (bez podawania ręki), zaprosiła na górę - tam się bowiem mieściły pokoje Service Culturel