pozłacanymi szarfami, stał Bela-Belowski, oczywiście w asyście dwóch chartów. Jeden trzymał ten nieodłączny neseser. Na twarzy Belowskiego błąkał się blady uśmieszek, a lekko, prawie niedostrzegalnie wysunięty język wędrował pomiędzy wyschniętymi wargami. Żegnał zapewne mistrzynię dzielnicy we wpychaniu banknotów do cipy! Obleśny koleś.<br>Naprzeciw Bela-Belowskiego, choć odwróceni plecami, patrzący beztrosko w swój grób stali ci pieprzeni trzej muszkieterowie - Rubin, Owiewka i Lew. Jazda na całego! Z rękami w kieszeniach, w rozpiętych bluzach, śmiali się do siebie, gadali coś nad tym grobem. Co rusz któryś brał wielki rozmach i przeskakiwał z jednej strony grobu na drugą, wywołując chichot i aplauz reszty