Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
odpowiadał. - Zresztą od deszczu nikt nie umarł. Od mrozu to co innego. A do zimy daleko". - "Kiedy ziąb paskudny!" - "Ano, zbiesiło się nasze kazachstańskie lato". Można z nim było gadać do rana, na wszystko miał odpowiedź, tylko do domku swojego nie wpuszczał. Koczowisko pod siąpiącym niebem trwało w przygnębieniu i bezwładzie, ludzie jakby opadli z sił i siedzieli tępo wpatrzeni w mokry step, okutawszy się łachami. Owładnęła nimi zmora beznadziejnego oczekiwania, czas wlókł się mozolnie i niemrawo w smugach deszczu.
Ziuta, chuchając w zziębnięte ręce, zaczęła się krzątać wokół tobołków.
- Jaśka, bierz czajnik i leć do studni po wodę. Ogień rozniecimy
odpowiadał. - Zresztą od deszczu nikt nie umarł. Od mrozu to co innego. A do zimy daleko". - "Kiedy ziąb paskudny!" - "Ano, zbiesiło się nasze kazachstańskie lato". Można z nim było gadać do rana, na wszystko miał odpowiedź, tylko do domku swojego nie wpuszczał. Koczowisko pod siąpiącym niebem trwało w przygnębieniu i bezwładzie, ludzie jakby opadli z sił i siedzieli tępo wpatrzeni w mokry step, okutawszy się łachami. Owładnęła nimi zmora beznadziejnego oczekiwania, czas wlókł się mozolnie i niemrawo w smugach deszczu.<br>Ziuta, chuchając w zziębnięte ręce, zaczęła się krzątać wokół tobołków.<br>- Jaśka, bierz czajnik i leć do studni po wodę. Ogień rozniecimy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego