dwóch tygodni z górą, miasta, gdzie przebywał mój ojciec, i w uniesieniu zerwałem się i zacząłem śpiewać pieśń noszącą imię tego miasta, pieśń, która powinna być hymnem narodowym, że oto dziś dzień krwi i chwały, który może stać się dniem wskrzeszenia, i widziałem nad sobą i nad nimi, tam, daleko, białego orła, który wzbijał się do lotu,<br>i nieznajomy Kurd podniósł się także, i w swoim języku, który, olśniony wspólną nadzieją, rozumiałem naraz jak własny, przyłączył się do mojego śpiewu, że herbowy ptak woła do nas z górnych stron, byśmy powstali i skruszyli kajdany,<br>i obaj mieliśmy łzy w oczach, kiedy żegnając