mi ją. Zdziwiłem się, że jest taka duża. Pan Campilli wyjaśnił, że dawniej był to zwyczajny pokój, który on kazał tak przerobić. Zeszliśmy na dół, Przeszliśmy przez hol, a następnie przez salon o obiciach ścian złoto-niebieskich, gdzie mnie przed paroma dniami pani Campilli częstowała herbatą. Za tym salonem była biblioteka. Panował w niej półmrok. Campilli podniósł jedną z żaluzji i wpuścił trochę światła. Ale zanim to uczynił, zorientowałem się już, że biblioteka jest jeszcze większa od salonu. Wypełniały ją wysokie, palisandrowe, oszklone szafy. Lśniły. Migotał mahoń, szkło, mosiężne okucia i kluczyki, złocenia opraw. Migotała też tym wszystkim wielka gablota, umieszczona