jak mówił do niej.<br><br>A w zwierciadle sadzawki aż do dna odbita <br>Jaśniała, przeciw niebu w fali wniebowzbita,<br>I szepnął król do siebie: "Tu niechaj rozkwita!''<br><br>A po nocy, gdy księżyc jarami się bieli,<br>I gdy wszystko posnęło i wszyscy posnęli,<br>Ona wyszła podwójnie: z ziemi i z topieli.<br><br>I biegła, pątnikując, po schodów marmurze<br>W głąb nieznanych pałaców - ku górze, ku górze,<br>Czyniąc kroki płochliwe, zwiewne i nieduże.<br><br>Do królewskiej komnaty chciała się przedostać<br>I wniosła do jej wnętrza niebyłą tam postać,<br>A własnemu wzruszeniu nie mogła już sprostać.<br><br>Ponad królem uśpionym tak długo - niedługo<br>Szumiała, aby senną uczcić go