gdzie, dokąd, po co? Obszedł wszystkie izby. Pusto, był sam. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę na tym świecie nie ma nikogo poza nią. Druga myśl towarzyszyła pierwszej, że jest starym człowiekiem. <br><br>Wybiegł z domu, jakby w nim wybuchł pożar. Szukać, przepytywać, robić coś. Na jego wargach błąkał się dwuznaczny ni to grymas, ni uśmiech. Przerażenie, bezradność i złość. Nie ustąpi, będzie walczył o nią, musi. Patrzył w niebo, to przecież ono było winne jego nieszczęściu, biegł chodnikiem ulicy wysadzanej kasztanami, sękate gałęzie, bezwstydnie nagie, ukazywały całą swą agresję. Szyderstwo natury. Nic nie jest mu przyjazne. Gałęzie rwały, szarpały