odeszliśmy jeszcze wcale od siebie - to tylko niedogodności przestrzeni, czasowe niedogodności, to się znowu sklei. Im dłużej tak leżeliśmy obok siebie na kocu, pośród coraz bardziej ufnej, zadomowionej rozmowy, tym oczywistszy stawał się dalszy ciąg naszej przyjaźni, jakieś dalsze losy dziecięcej bliskości. Bo przecież to byłoby smutne, takie nagłe ucięcie bliskości - tylko z powodu niedogodności przestrzenno-czasowych, tylko dlatego że w samotności rodzi się obcość i podejrzliwość. Pewnie podejrzewał mnie o jakieś poczucie wyższości, teraz był czas, żeby go zapewnić, że nic takiego, że nic takiego... To ostatnie spotkanie w kawiarni musiało być kilka miesięcy później. Chyba byłem już wtedy na