ospali, leniwi, lubieżni Azjaci, jak sztuczni bracia syjamscy, stajemy na baczność, zwróceni ku widowni niewidocznej za smugami oślepiających lamp, reflektorów, rac i ogni bengalskich. Publiczność podjudzona naszym striptizem do szału, wyje, rzuca na scenę bukiety sztucznych kwiatów, pudełka czekoladek, transparenty (ŤKraje Rad, łączcie się!ť), onuce, stenogramy posiedzeń XX Zjazdu ("Boże, błogosław Krajom Rad!"), makiety klimatyzowanych obozów koncentracyjnych i fotokopie studolarowych banknotów.<br>Stoimy teraz nadzy w świetle purpurowym i ta barwa jeszcze bardziej widzów ekscytuje. "Nie macie nic do stracenia prócz kajdan!", krzyczą. Za chwilę zaczną nas ze skóry obdzierać, w nadziei, że wreszcie odkryją tajemnicę naszego bezkonkurencyjnego sukcesu. Ale cóż rewelacyjnego