Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wzdłuż ulicy i zatrzymałem się przed znajomą kamienicą. Na balkonie pierwszego piętra podpartym przez dwie kariatydy stała Kazia i machała do mnie ręką. Tego było mi właśnie potrzeba. Wszystko miało pozory przypadku.

Wbiegłem szybko po schodach i od razu zostałem osaczony przez dwóch bliźniaków. Jeden zawisł na mojej szyi, drugi błyskawicznie wdrapał mi się na plecy. Podnieśli przy tym taki pisk i wrzask jak para ujadających jamników. Z trudem uwolniłem się z ich uścisków. Kazia po wielu prośbach, groźbach i perswazjach zdołała wreszcie przekupić tych małych diabłów za pomocą tabliczki czekolady i pozbyć się ich na pewien czas. Pobiegli do swego
wzdłuż ulicy i zatrzymałem się przed znajomą kamienicą. Na balkonie pierwszego piętra podpartym przez dwie kariatydy stała Kazia i machała do mnie ręką. Tego było mi właśnie potrzeba. Wszystko miało pozory przypadku.<br><br>Wbiegłem szybko po schodach i od razu zostałem osaczony przez dwóch bliźniaków. Jeden zawisł na mojej szyi, drugi błyskawicznie wdrapał mi się na plecy. Podnieśli przy tym taki pisk i wrzask jak para ujadających jamników. Z trudem uwolniłem się z ich uścisków. Kazia po wielu prośbach, groźbach i perswazjach zdołała wreszcie przekupić tych małych diabłów za pomocą tabliczki czekolady i pozbyć się ich na pewien czas. Pobiegli do swego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego