Biały. Powietrze trąciło dziegciem, którym nasycono podłogę. Urzędował tu niski rotmistrz z sumiastym, siwawym wąsem i wystraszona sekretarka w mundurze obrzuciła ich spłoszonym spojrzeniem. Rotmistrz miał barwne wstążeczki odznaczeń nad lewą kieszenią osobliwego kroju szarozielonej bluzy, stanowiącej górną część angielskiego munduru, zwanego, jak się później dowiedzieli, "battle- -dressem", czyli mundurem bojowym, i amarantowo-czarne proporczyki wyszyte na kołnierzu. Porucznik zameldował się. I niespodzianie nastała niedobra cisza, gdyż rotmistrz milczał nasrożywszy brwi. Potoczył wzrokiem po całej gromadce i zmienił się na twarzy purpurowiejąc, jakby nabawił się apopleksji. Raptem grzmotnął pięścią w stół.<br>- Kogo pan tu naprzywoził, poruczniku! Same kobiety i dzieci! Czy