modlą. Jakiś kicz, pewnie niemiecki.</><br><who1>RS: Jako dziecko miała Pani wielu opiekunów. Jak ich Pani wspomina?</><br><who2>K.S.: Pierwszą osobą, która mnie przygarnęła, kiedy dowiedzieliśmy się, że moja mama umarła po operacji, była jej koleżanka, nauczycielka Stefania Tarkowska. U niej, w Goworowie, spędziłam zawieruchę wojenną. Stamtąd ewakuowano nas na czas boju do Ostrowii Mazowieckiej. Mieszkałam w trudnych warunkach, sypiałam w nogach łóżka ciotki Michaliny. Ten dom przy ulicy Słowackiego stoi do dziś. Potem wróciłam do Goworowa, skończyła się wojna, nadeszli Rosjanie. Dla mnie nastał czas nadziei, że z obozu koncentracyjnego wróci ojciec. Ale nie wrócił. Zostałam ja i Rysio - mój brat