Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
Będzie pogoda! Nie żądamy więcej, a ten wali i wali do 1030. Nastaje cisza z piekłem martwej fali przewalającej wnętrzności w brzuchu. Potem barometr zaczyna znów się podnosić, podchodzi do 1035 i wtedy rozpoczyna się kolejny sztorm, potęgujący się z godziny na godzinę. Deszcz, potem śnieg.
I wreszcie po godzinie boju z kuchenką, przechyłami i samym sobą udało się ugotować kawę. Dymiący kubek szczęścia! Siedzisz z nim w koi, obłapując jak dziewczynę. Gwałtowny przechył! Nie tracisz przytomności i kontrujesz. Wszystko poszło ci na brzuch. Najgorsze, że rozumiesz, iż gdybyś się nie ruszył, rozlałoby się zaledwie trochę.
Jeśli takie rzeczy nie doprowadzają
Będzie pogoda! Nie żądamy więcej, a ten wali i wali do 1030. Nastaje cisza z piekłem martwej fali przewalającej wnętrzności w brzuchu. Potem barometr zaczyna znów się podnosić, podchodzi do 1035 i wtedy rozpoczyna się kolejny sztorm, potęgujący się z godziny na godzinę. Deszcz, potem śnieg.<br> I wreszcie po godzinie boju z kuchenką, przechyłami i samym sobą udało się ugotować kawę. Dymiący kubek szczęścia! Siedzisz z nim w koi, obłapując jak dziewczynę. Gwałtowny przechył! Nie tracisz przytomności i kontrujesz. Wszystko poszło ci na brzuch. Najgorsze, że rozumiesz, iż gdybyś się nie ruszył, rozlałoby się zaledwie trochę.<br> Jeśli takie rzeczy nie doprowadzają
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego